czwartek, 23 kwietnia 2020

Podzielona Kraina - III.5

Olwen straciła równowagę i runęła w dół w całkowitej ciemności. Po chwili uderzyła kolanami w twarde podłoże. Ostrożnie, podpierając się na łokciu i macając wokół ręką po omacku, usiadła, pokonując odrętwienie, ból i gorąco w obitych nogach. W głowie czuła zamęt, dopiero po chwili dotarła do niej cała groza sytuacji i wtedy rozszlochała się bezgłośnie. Zaraz jednak zdławiła płacz, otarła łzy i zachrypniętym głosem krzyknęła:
– Pomocy!
Głos poniósł się dalekim echem. Pomocy, pomocy, omocy… ocy… ocy… a potem niespodziewanie wrócił, jakby odbił się od ściany: Pomocy! Pomocy! To brzmiało tak, jakby cały chór głosów wołał tuż obok Olwen. Dźwięki wibrowały w powietrzu, wciskały się do uszu i głowy: POMOCY! I niespodziewanie zmieniły znaczenie: MOCY! WSZECHMOCY! PRZEMOCY! A nawet traciły sens: ZAMOCY! PRZEDMOCY! TUMOCY! CY… CY… CY… CYT, CYT, CYT, CI, CI, CI, SZA, SZA, SZA, DZIEWCZYNKO NASZA!
Olwen zatkała uszy, ale głośne dźwięki atakowały dalej, zwracając się już bezpośrednio do niej: DZIEWCZYNKO, CZYNKO, DZIEWKO, MALUTKA, CHODŹ, CHODŹ, CHODŹ, CI, CI, CI, SZA, SZA, SZA, NIE BÓJ SIĘ, SZA, SZA, SZA, CI, CI, CI…
– Przestańcie! – wrzasnęła wściekle. Odpowiedź przyszła natychmiast: najpierw coraz słabsze: Przestańcie! Przestańcie… stańcie… cie… A potem coraz mocniejsze: Przestańcie. Ańcie. Gańcie. Mańcie. Cie, cie, cie. MAMY CIĘ!
Olwen skuliła się i zacisnęła powieki. Wreszcie fala dźwięków ucichła. Cisza aż dzwoniła w uszach. Dziewczynka odważyła się więc unieść głowę i otworzyć oczy. Zamrugała. Wokół niej unosiły się roje ogników, oświetlając miejsce, które okazało się wąskim korytarzem z migoczącymi ścianami i sufitem ginącym w mroku. Tu i ówdzie przelatujący ognik oświetlił fragment rzeźby: raz wyłoniła się twarz z wykrzywionymi ustami, innym razem wygięty tułów lub rozcapierzona dłoń. Kilka razy pokazały się ciemne wejścia do innych korytarzy.
Dziewczynka wstała ostrożnie. Za nią również rozciągał się korytarz, kończący się nie wiadomo gdzie. Spojrzała w górę w poszukiwaniu otworu, przez który wpadła. Dostrzegła jednak tylko coś, co mogło przypominać korzenie drzewa. Nie było możliwości wspiąć się lub doskoczyć. Pozostawało iść. Tylko dokąd?
Nagle zaczęło jej się wydawać, że ściany na nią napierają, a sufit za chwilę spadnie. Odetchnęła głęboko kilka razy, ale wrażenie nie znikało. Trzęsącymi się rękami odgarnęła włosy z czoła i otrzepała odzież, mimowolnie dotykając woreczka na szyi. Ściany wróciły na swoje miejsce, a sufit zawisł złowrogo, nieruchomy, ale wciąż groźny. Olwen kurczowo trzymała jeszcze przez chwilę dłoń na brudnym woreczku, który dawno temu, w dniu nadania imienia, zawiesiła jej niania. Wreszcie, z wahaniem zwolniła chwyt. A wtedy znikąd wyłoniła się Zazula.
Olwen chciała krzyknąć, ale powstrzymała się. Utopiona przyjaciółka zawisła w powietrzu tuż przed nią. Miała zamknięte oczy. Jej włosy, koszula i spódnica falowały, jakby wciąż pływała w morzu. Wyciągnęła powoli dłoń w stronę Olwen, która dotknęła jej lekko i zaraz cofnęła rękę – skóra Zazuli była zimna i oślizgła.
Przyjaciółka odwróciła się i gestem dała znać, by iść za nią. Nie mając lepszego pomysłu, dziewczynka poczłapała więc za… upiorem? Panną wodną? Kroki rozbrzmiewały w ciszy, ogniki przelatywały we wszystkich kierunkach, rzeźby śledziły ich wzrokiem, gdy przed przewodniczką Olwen i samą Olwen z ciemności wyłaniały się wciąż nowe tunele i zakręty

2 komentarze:

Epilog

Epilog   Hredrik wsunął ręce pod jej koszulę i łapczywie szukał ust kochanki, ale Gyrda odsunęła się, wstała i zawiązała tasiemkę u piersi. ...