Olwen straciła równowagę i
runęła w dół w całkowitej ciemności. Po chwili uderzyła kolanami w twarde
podłoże. Ostrożnie, podpierając się na łokciu i macając wokół ręką po omacku,
usiadła, pokonując odrętwienie, ból i gorąco w obitych nogach. W głowie czuła
zamęt, dopiero po chwili dotarła do niej cała groza sytuacji i wtedy
rozszlochała się bezgłośnie. Zaraz jednak zdławiła płacz, otarła łzy i
zachrypniętym głosem krzyknęła:
– Pomocy!
Głos poniósł się dalekim
echem. Pomocy, pomocy, omocy… ocy… ocy… a potem niespodziewanie wrócił,
jakby odbił się od ściany: Pomocy! Pomocy! To brzmiało tak, jakby cały
chór głosów wołał tuż obok Olwen. Dźwięki wibrowały w powietrzu, wciskały się
do uszu i głowy: POMOCY! I niespodziewanie zmieniły znaczenie: MOCY!
WSZECHMOCY! PRZEMOCY! A nawet traciły sens: ZAMOCY! PRZEDMOCY! TUMOCY!
CY… CY… CY… CYT, CYT, CYT, CI, CI, CI, SZA, SZA, SZA, DZIEWCZYNKO NASZA!
Olwen zatkała uszy, ale
głośne dźwięki atakowały dalej, zwracając się już bezpośrednio do niej: DZIEWCZYNKO,
CZYNKO, DZIEWKO, MALUTKA, CHODŹ, CHODŹ, CHODŹ, CI, CI, CI, SZA, SZA, SZA, NIE
BÓJ SIĘ, SZA, SZA, SZA, CI, CI, CI…
– Przestańcie! – wrzasnęła
wściekle. Odpowiedź przyszła natychmiast: najpierw coraz słabsze: Przestańcie!
Przestańcie… stańcie… cie… A potem coraz mocniejsze: Przestańcie. Ańcie.
Gańcie. Mańcie. Cie, cie, cie. MAMY CIĘ!
Olwen skuliła się i
zacisnęła powieki. Wreszcie fala dźwięków ucichła. Cisza aż dzwoniła w uszach.
Dziewczynka odważyła się więc unieść głowę i otworzyć oczy. Zamrugała. Wokół
niej unosiły się roje ogników, oświetlając miejsce, które okazało się wąskim
korytarzem z migoczącymi ścianami i sufitem ginącym w mroku. Tu i ówdzie
przelatujący ognik oświetlił fragment rzeźby: raz wyłoniła się twarz z
wykrzywionymi ustami, innym razem wygięty tułów lub rozcapierzona dłoń. Kilka
razy pokazały się ciemne wejścia do innych korytarzy.
Dziewczynka wstała
ostrożnie. Za nią również rozciągał się korytarz, kończący się nie wiadomo
gdzie. Spojrzała w górę w poszukiwaniu otworu, przez który wpadła. Dostrzegła
jednak tylko coś, co mogło przypominać korzenie drzewa. Nie było możliwości
wspiąć się lub doskoczyć. Pozostawało iść. Tylko dokąd?
Nagle zaczęło jej się
wydawać, że ściany na nią napierają, a sufit za chwilę spadnie. Odetchnęła
głęboko kilka razy, ale wrażenie nie znikało. Trzęsącymi się rękami odgarnęła
włosy z czoła i otrzepała odzież, mimowolnie dotykając woreczka na szyi. Ściany
wróciły na swoje miejsce, a sufit zawisł złowrogo, nieruchomy, ale wciąż
groźny. Olwen kurczowo trzymała jeszcze przez chwilę dłoń na brudnym woreczku,
który dawno temu, w dniu nadania imienia, zawiesiła jej niania. Wreszcie, z
wahaniem zwolniła chwyt. A wtedy znikąd wyłoniła się Zazula.
Olwen chciała krzyknąć,
ale powstrzymała się. Utopiona przyjaciółka zawisła w powietrzu tuż przed nią.
Miała zamknięte oczy. Jej włosy, koszula i spódnica falowały, jakby wciąż
pływała w morzu. Wyciągnęła powoli dłoń w stronę Olwen, która dotknęła jej
lekko i zaraz cofnęła rękę – skóra Zazuli była zimna i oślizgła.
Przyjaciółka odwróciła
się i gestem dała znać, by iść za nią. Nie mając lepszego pomysłu, dziewczynka
poczłapała więc za… upiorem? Panną wodną? Kroki rozbrzmiewały w ciszy, ogniki
przelatywały we wszystkich kierunkach, rzeźby śledziły ich wzrokiem, gdy przed
przewodniczką Olwen i samą Olwen z ciemności wyłaniały się wciąż nowe tunele i
zakręty
Przez chwilę odniosłam wraženie, že Zazula jednak ocalała.
OdpowiedzUsuńJednak niestety nie :(
Usuń