sobota, 11 kwietnia 2020

Podzielona Kraina - I.2


2.
To był już piąty dzień wędrówki przez Wrzosowisko. Monotonia krajobrazu nużyła. Zza jednej z niezliczonych kęp wrzosów wyłonił się motyl. Białymi skrzydłami trzepotał przez chwilę niemal tuż przed pyskiem konia, a potem wzniósł się ponad wierzchowca i jego jeźdźca. Gotier śledził go wzrokiem. Motyl zniknął na tle lecących wyżej żurawi. Mag obserwował je z zadartą głową, jak przemykały szybko, a jemu przypomniało się, jak z Cormakiem, swoim nieodłącznym towarzyszem w naukowych dociekaniach oraz grupą pomocników próbowali przenosić przedmioty o dużym ciężarze na wielkie odległości. Wymagało to wielu żmudnych obliczeń, lecz powoli przynosiło efekty, choć jeszcze nie takie, do jakich dążyli. Wielu rzeczy nie stworzyli ani nie odkryli, choć być może powinni. Gotier rozejrzał się wokół i zobaczył samotny kamień. Zatrzymał konia, szybko oszacował masę, siłę i trajektorię, po czym wyszeptał wypróbowaną formułę. Zgodnie z oczekiwaniami, kamień wylądował tam, gdzie powinien, czyli daleko za nim. Usatysfakcjonowany mag, korzystając z chwilowego postoju wyciągnął z sakwy węzełek z pożywieniem i manierkę, upił łyk i zjadł kęs suszonego mięsa. Schował prowiant i znów ruszył dalej, umieszczając z powrotem sakwę na plecach, tak jak przywykł już dawno temu, gdy pierwszy raz wyruszył w drogę. Natychmiast wyprowadził w myślach wniosek natury ogólnej: nawet nieprzystosowawcze nawyki okazują się zadziwiająco trwałe.
Gdy po chwili spojrzał znów na linię horyzontu, krzyknął mimowolnie. Zobaczył korony kilku dębów. Zaryzykował i skłonił konia do przejścia w kłus. Wkrótce mógł już się upewnić, że nie była to samotna kępa drzewek, nie ujętych na mapie, lecz forpoczta Starej Puszczy, miejsca, o którym pierwszy raz przeczytał ponad trzydzieści lat temu, a które ciążyło nad Janarem od ponad dwustu.
Lekkie otępienie, spowodowane monotonią, przeszło jak ręką odjął. Gimnastykując się, Gotier wyjął najlepszą mapę, porównał rysunek z tym, co dostrzegał, po czym mina mu się wydłużyła, gdy zobaczył, że jednak zrealizowanie planu przejścia obok nie będzie takie proste. W miarę jak podjeżdżał, ściana drzew rosła w oczach. Gotier ruszył w prawo, spodziewając się, że w końcu zobaczy wolną przestrzeń. Buki, dęby i olchy ciągnęły się bez kresu po horyzont. W którym miejscu rosła Stara Puszcza, a w którym las, który przez wieki wyrósł wokół? Mag mógł ewentualnie zaryzykować, wchodząc między niższe drzewa – lecz kto mu da gwarancję, że to właściwy kierunek? Z przeraźliwą jasnością zdawał sobie teraz sprawę, że albo odnajdzie bezpieczny przesmyk, albo nie przedostanie się do Nawy. Nawet przypadkowe wkroczenie do Puszczy nie wchodziło w rachubę. Opasające ją Zaklęcie czy też Obręcz Żywii wpuszczało wszystko, lecz nie pozwalało wyjść niczemu.
Nie mając wyboru, Gotier zdecydował się podążyć na zachód, w pewnym oddaleniu od linii drzew. Z dreszczem zauważył, że niebo przybierało już czerwonawą barwę. Jakaś obręcz – niemal jak ta, która opasała Puszczę - ścisnęła mu klatkę piersiową. Odetchnął kilka razy, lecz uczucie nie chciało go opuścić. Jakby skądś wypełznął niewidoczny cień strachu, podkradł się niezauważalnie i zatruwał swoim oparem umysł. Koń przeszedł w galop, a mag zacisnął zęby – na wszystkie Kamienie Korony, kiedyś te przeklęte drzewa muszą się skończyć! I nie ma się czego obawiać, zło, to właśnie zło, które tak teraz ciąży nad okolicą i jego umysłem, jest bezpiecznie ukryte od ponad dwustu lat... Czy nie? No kiedy wreszcie skończą się te drzewa? Ciągną się wciąż i wciąż...
Znienacka ogarnęła go panika, spocił się, myśli zaczęły krążyć bezładnie, brakowało mu tchu. W myślach zaklął. I w tym momencie koń stanął dęba, Gotier spadł i potoczył się po trawie, a dotychczas łagodny, posłuszny wierzchowiec zarżał, wierzgnął kilka razy i pognał wprost między pnie. Po chwili rozległ się mrożący krew w żyłach kwik zarzynanego zwierzęcia. Gotier na czworakach wycofał się, jak mógł najdalej. Byłby uciekł, lecz zabrakło mu sił. Poobijane ciało piekło straszliwie. Wreszcie wstał powoli, dysząc ciężko, poprawił sakwę na plecach – jak dobrze, że umieścił ją właśnie tam! - i nagle obrócił się, bo poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Na pewno lisa czy jelenia, bo przecież nie roślin. Prawda?
– Przestań – zganił sam siebie ostro, ale drgnął na dźwięk własnego głosu, który zabrzmiał dziwnie obco.
Ostrożnie ruszył przed siebie, nie do końca dopuszczając do siebie świadomość tego, co się właśnie wydarzyło. Przemknęła mu myśl pełna troski o powrót do Kormu, lecz wciąż stało przed nim najważniejsze, chwilowo niestety niewykonalne zadanie: dostać się do Nawy. Tak więc z wysiłkiem, jakby coś spętało mu nogi, robił krok za krokiem, a nieprzenikniony las po jego lewej ręce wciąż nie chciał się skończyć.

5 komentarzy:

  1. I zaczyna się akcja, widać że wyprawa Gotiera może okazać się trudniejsza niż przewidywano😊 Podoba mi się tajemniczość na tym etapie, nie wiadomo co spłoszyło konia, czy był to przypadek czy zło o którym mowa

    OdpowiedzUsuń
  2. akcja zaczyna się rozkręcać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. też bym się bała jakby coś się mnie patrzyło z ukrycia w wielkim lesie :0

    OdpowiedzUsuń
  4. biedny koń :/

    OdpowiedzUsuń
  5. 54 yr old Assistant Media Planner Teador Kinzel, hailing from Woodstock enjoys watching movies like "Truman Show, The" and Archery. Took a trip to Abbey Church of Saint-Savin sur Gartempe and drives a Ferrari F2004. znajdz tutaj

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Epilog   Hredrik wsunął ręce pod jej koszulę i łapczywie szukał ust kochanki, ale Gyrda odsunęła się, wstała i zawiązała tasiemkę u piersi. ...