Blancheflor szła z córką
do komnaty sypialnej. Olwen sypiała razem z niańką. To staruszka poświęcała jej
najwięcej czasu – śpiewała stare pieśni do snu, uczyła podstawowych prawideł
zachowania, strofowała i przytulała. Matka budziła w dziewczynce mieszane
uczucia. Ojciec w jej oczach był inny. Pozwalał jej i na zabawy z wiejskimi
dziećmi, i na to, by wieczory spędzała, śpiewając piosenki przy ognisku razem z
pastuszkami, i na to, by chodziła do kowala i babki, która asystowała przy jej
porodzie. Matka zaś była tajemnicza i groźna. Z jednej strony mówiła: „Żyjesz
tutaj, Olwen, ja nie pochodzę stąd, nie wiem, musisz się uczyć od innych”, z
drugiej strony, jakby się gniewała o to wszystko. Zdarzały się dni, kiedy
zabraniała Olwen wychodzić, kazała jej grywać na starej harfie, znalezionej
przez przypadek gdzieś na wieży, ubierała w sukienki, jakich dziewczynka
jeszcze u nikogo nie widziała i uczyła dziwnych zwyczajów, jak dyganie na
przykład. Dziewczynka nie skarżyła się, choć nie rozumiała tego i chwilami bała
się zmiennych nastrojów matki.
Teraz jednak Blancheflor
była zadowolona. Wbrew zwykłemu rozkładowi dnia, sama wybrała się położyć córkę
spać, specjalnie po to, by wytłumaczyć jej wagę całego zajścia.
– Ten dobry przybysz
będzie cię uczyć! – mówiła, podczas gdy Olwen układała się wygodnie pod skórą
niedźwiedzia. – To jest bardzo ważne dla ciebie, i mam nadzieję, że
wykorzystasz ten niespodziewany dar.
– Uhm – powiedziała
dziewczynka, niezupełnie wiedząc, czego od niej oczekiwano.
– Rośniesz na dzikuskę,
Olwen, a jesteś córką rycerza. Jedyna przyszłość dla ciebie, by wyrwać się
stąd, a nie dokonasz tego, jeśli nie będziesz umiała się zachować. Jakie to
szczęście nas spotkało, że przybył tu ten uczony człowiek! Dzięki temu
zdobędziesz jakieś wykształcenie i, da los, mimo małego posagu, poślubisz kogoś
godnego!
Olwen słuchała matki z
uwagą, lecz wciąż nie umiała poukładać sobie tego, co zrozumiała. Nie
pojmowała, co to znaczy, że była córką rycerza. Jej ojciec tym się różnił od
okolicznych chłopów, że mieszkał w zamku, miał więcej sług do pomocy i kiedyś
dawno temu służył królowi. Poza tym pracował równie ciężko jak okoliczni włościanie.
Matka podobnie – jedyną czynnością, której nie wykonywała, było ścinanie zboża.
Poza tym Olwen nie chciała „wyrywać się”, cokolwiek by to znaczyło. Nie
wyobrażała sobie, by na świecie mogło być lepiej, poza tym z opowieści
przybysza zrozumiała tylko, że gdzieś „tam” ludzie zadeptywali się wzajemnie.
Absolutnie jej to nie pociągało.
Wspomnienie o słowach
przybysza nasunęło jej pewne skojarzenie.
– Matko – zapytała – co to
znaczy, że jesteśmy biedni?
Blancheflor drgnęła.
Odparła jednak spokojnie:
– Nie mamy majętności, jak
inni.
– A co oni mają?
– Piękne zamki, wspaniałe
konie, mnóstwo sług, wydają bale i słuchają muzyki na pięknych instrumentach.
Mają też wiele, wiele wsi. I król ich zaprasza do siebie. My musimy sami na
siebie robić.
– A dlaczego?
Blancheflor westchnęła.
– Ponieważ na rodzie
twojego ojca ciąży hańba. Przez twojego dziadka i stryja.
– Co to jest hańba?
– Zrozumiesz, gdy opowiem.
Musisz wiedzieć, Olwen, że twój dziadek był bogatym rycerzem. Jeszcze za
miłościwego ojca króla, twój dziad, a mój przyszły świekr, którego nigdy nie
poznałam, miał wiele wsi, ogromne pola, kilka zamków, i był bardzo kształcony.
– Gdzie on to zmieścił?
– To nie było tutaj.
Cicho, słuchaj mnie, córko. Twój dziad zapraszał do siebie magów i mędrców.
Liczono się z jego słowem, zasiadał nawet w Radzie. Miał też posłuch u
młodszych rycerzy. Twój ojciec był wtedy małym dzieckiem, ale jego starszy brat
służył już kilka lat jako giermek i miał być pasowany. Nie wiem, co tam się
podziało, twój ojciec nie lubi o tym mówić. Co kiedyś tam usłyszałam, to to, że
twój stryj przebywał na dworze królewskim. Przekupił kilku strażników, zakradł
się w nocy do królewskiej komnaty i spróbował zabić króla. Nie udało się, ujęła
go straż przyboczna. Z pism, których nie zdążył spalić, okazało się, że całą
intrygę uknuł twój dziad, który chciał władzy dla siebie. Twój stryj zbiegł,
wybuchła wojna domowa, jednak po pewnym czasie przywrócono spokój. Twój dziad i
stryj, nie pomnąc na dolę dzieciątka, twego ojca, uciekli za granicę i tyle ich
widzieli. Król zaocznie wydał na nich wyrok śmierci i wydał zarządzenie o
konf... konfiskacie dóbr.
– Co to jest...
konfiskata?
– Król zabrał ziemie,
należące do twojego dziadka. Z łaski pozwolił, by jeden z zamków, który wniosła
w posagu twoja babka, mógł pozostać jako własność Rohałta, twojego ojca. Pewnie
dlatego, że to Nawa, i tak by nikt nie chciał tego tu... Resztą podzielili się
wielmoże.
– I co to jest hańba?
– W tym przypadku,
widzisz, mimo że jest nowy król i minęło wiele lat, wszyscy wiedzą, że krewni
twojego ojca zrobili to, co zrobili. Przez to będą na niego patrzeć inaczej,
bardziej podejrzliwie. No i jeszcze to, że jest biedny.
– Ale to przecież nie ojca
wina. A nie mógłby iść do króla i poprosić, żeby mu oddał te ziemie?
– Oj Olwen. Rycerz ma
zdobyć zaszczyty nie dzięki prośbie, lecz dzięki swoim czynom! Jak pokaże, że
jest odważny i honorowy, wówczas król go nagrodzi.
– A kiedy mógłby to
pokazać?
– Na przykład podczas
wojny.
Olwen westchnęła i
szepnęła sennie:
– Chciałabym, żeby była
wojna….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz