poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Podzielona Kraina - I.14


Z czasem wszyscy przyzwyczaili się do obecności Gotiera, który starał się pomagać, jak tylko umiał. Tak więc podczas żniw wraz ze wszystkimi wiązał snopki i ładował zboże na wozy, nauczył się też łowić ryby i oprawiać je, chociaż ta ostatnia czynność wciąż zajmowała mu dużo czasu. Usiłował też wraz z innymi chodzić w kieracie, ale stamtąd grzecznie go wyproszono.
Większość czasu poświęcał nauczaniu Olwen, która okazała się pojętnym dzieckiem. Ich lekcje odbywały się wszędzie. Każde zdarzenie mogło stać się pretekstem do wygłoszenia nauki na dowolny temat, co sprawiło, że dość szybko wyszli poza litery i liczby. Gdy Olwen zabawiała się puszczaniem zajączków, Gotier opowiedział jej o prawach optyki, a gdy odparowywali wodę morską, aby uzyskać trochę soli, wytłumaczył jej stany skupienia. Takim lekcjom przysłuchiwali się wszyscy akurat obecni i tym bardziej go poważali. Niejeden zachodził w głowę, jak taki uczony człowiek mógł zawędrować do Nawy.
Tylko Rohałt pozostał nieufny. Gotier starał się pozyskać przychylność gospodarza, lecz ten odpowiadał półsłówkami na robione uwagi. Zadbał o bezpieczeństwo swego gościa i inne kwestie zdawały się go nie interesować. Gotier przyłapał go jednak kilka razy na dziwnym spojrzeniu – gdy on i Olwen spacerowali po dziedzińcu czy okolicznych pastwiskach i Gotier tłumaczył jej, dlaczego rzeczy rzucają cień, Rohałt spoglądał za nimi smutno, a jednocześnie jakby z zazdrością. Któregoś dnia Gotier, po krótkim wahaniu, powiedział:
– Panie gospodarzu, zechcesz do nas dołączyć?
Rohałt podszedł powoli, zerkając nieco spode łba.
– Właśnie pytałem młodą panienkę, czy wie, skąd wziął się herb na proporcu – ciągnął Gotier.
Rycerz roześmiał się gorzko.
– Nie ma prawa tego wiedzieć, bo i ja tego nie wiem. To po prostu herb mojego ojca i ojców ojca.
Gotier uświadomił sobie kolejny raz, jak głęboko sięgała niewiedza tego człowieka. Niby nic dziwnego, w końcu, gdy jego ojca i brata wygnano, miał nie więcej niż dwa lata. Lecz kontrast, jaki stanowiły formalne pochodzenie i faktyczna pozycja Rohałta, wciąż potrafił boleśnie zaskakiwać.
– A zatem – powiedział pogodnie. – Usiądźmy i zechciejcie posłuchać, panie i ty, panienko, o tym, skąd wzięły się herby.
Odchrząknął.
– Jak wspominałem, teraz mamy dwieście pięćdziesiąty siódmy rok od czasu Zwycięstwa Fryderyka. Tak są datowane wszystkie kroniki i spisy. Dlaczego? Już wyjaśniam. Wcześniej, tu na tych ziemiach, na terenach, gdzie teraz rozciąga się Janar i częściowo Lorgia, rosły potężne lasy. Wszystkie świadectwa z tamtych czasów, pieśni i kroniki mówią o tym, władzę sprawowała Damroka. Kroniki i spisy nazywają ją czarownicą. Dziś nie znamy żadnej takiej kobiety, jedynie mężczyźni – magowie, którzy przybyli wraz z armią Fryderyka, potrafią skanalizować swoją moc i nią kierować. – Rohałt uśmiechnął się z przekąsem, a Gotier zorientował, jak niedorzecznie zabrzmiały takie słowa w Nawie. Ciągnął jednak dalej: – Lecz wydaje się, że w tamtych czasach było przynajmniej kilka takich czarownic. Nie ma wyraźnych dowodów na to, że wszystkie one chciały szkodzić ludziom i innym istotom, faktem wydaje się jednak, że Damroka akurat miała do czynienia ze złymi mocami, czymkolwiek by one nie były. Cała kraina stanowiła siedlisko złych stworzeń, rzeki były zatrute, kwiaty wydzielały zapachy, które prowadziły do drgawek, a w końcu do śmierci. Mieszkali tu również ludzie, chorowici i słabi. Mimo to, zorganizowali siedliska oporu. Przywódczynią buntowników była inna przedstawicielka czarownic, Żywia.
– Żywia… – szepnął Rohałt w zamyśleniu – coś słyszałem kiedyś o tej historii… ale mów dalej, Gotierze.
– Z tego, co udało się ustalić, natura magii Żywii, choć potężna, była inna niż moc Damroki. Żywia mogła chronić i wzmocnić to, co już istniało, nie mogła jednak tworzyć niczego nowego, by walczyć, tak jak robiła to Damroka. Damroka wciąż próbowała wytropić i zwyciężyć swoją przeciwniczkę, lecz nie udawało jej się to. Siła popleczników Żywii wciąż rosła. Sytuacja, jak mówią świadectwa z tamtych czasów, dość długo była nierozwiązywalna, aż w końcu nadarzyła się sposobność. Granice państwa były dobrze strzeżone z jednym wyjątkiem – od strony Gór Północnych nie wystawiono żadnych posterunków. Uważano wówczas, że potężny łańcuch górski sam w sobie stanowił przeszkodę nie do pokonania. Ale to tamtędy właśnie do kraju przedarła się armia rycerzy pod wodzą Fryderyka. Nie wiemy do końca, skąd pochodzili przybysze, przypuszcza się, że były to resztki rozgromionej armii następcy tronu królestwa Hege, gdzie władzę właśnie przejął uzurpator. Sprzymierzając się z Żywią, która rzucała wciąż ochronne uroki, rycerze Fryderyka zdołali z zaskoczenia wyciąć sporą część sił Damroki. Idąc z północy, szli w kierunku morza, armia Damroki cofała się nieustannie, a rycerze i magowie postępowali za nimi i bez wytchnienia pozbawiali życia jedne stworzenia za drugimi. Chwilami Damroka odzyskiwała przewagę, chwilami traciła. Kiedy dotarli tu, w te okolice – Mówiący pokazał spokojny morski brzeg, pasące się bydło i Starą Puszczę, która wyglądała jak posępne przypomnienie o strachach, które gotowe są nadejść, jak tylko zgaśnie płomień świecy – właściwie nie wiemy, co się stało. Część stworzeń, zdołała się ukryć, armia Fryderyka poniosła olbrzymie straty, do gry włączyły się żywioły. Jedyne co wiemy, to to, że część stworzeń uciekła do najstarszej i najmroczniejszej części puszczy, wabiąc za sobą rycerzy, którzy gubili się, ginęli lub zaczęli wpadać w obłęd. Wówczas Żywia kazała się wycofać tym, którzy byli w stanie. Rzuciła czar na ten skrawek puszczy – powstała Obręcz, która uniemożliwia wydostanie się jakiemukolwiek stworzeniu z tego miejsca. Było to dwieście pięćdziesiąt siedem lat temu, zdarzenie zostało nazwane Zwycięstwem Fryderyka. Przywódca został obwołany królem. Wybudowano zamek Jaskółcze Gniazdo. Ziemia królewska została podzielona. I tu dochodzimy do herbów.
Gotier przerwał na chwilę. Uśmiechnął się na widok zasłuchanej twarzyczki Olwen.
– Fryderyk przywiódł ze sobą wielu ludzi, których te ziemie przedtem nie znały: magów władających mocą, którzy po śmierci mogli stać się bogami, oraz rycerzy, przeznaczonych niemal od kolebki, by bronić i strzec. Żywia doradzała królowi przez krótki czas, potem uznała jednak, że jej rola była już skończona. Odeszła i nie wiemy, co się z nią stało. Wcześniej jednak, przed pójściem, poprosiła króla, by zwołał rycerzy, których ona mu wskaże. Król spełnił jej życzenie. Wówczas rycerze stawili się, a Żywia wyjęła obręcz ze srebra i powiedziała: - To jest mur Puszczy – a potem zaklęła cnoty rycerzy w kamienie. Diament symbolizuje prawdę, Rubin odwagę, Opal mądrość, Szmaragd siłę, Szafir pokój, Ametyst czystość a ostatni z kamieni, Topaz, symbolizuje wierność. Od tamtej pory tak odznaczeni rycerze przyjęli jako herby swoje kamienie, a jako zawołanie nazwę cnoty, która odpowiada. Do dziś herby i zawołania wyróżniają siedem rodów potomków odznaczonych rycerzy i stanowią do dziś zaszczyt dla nich wszystkich.
Rohałt uśmiechnął się z goryczą.
– „Prawda”! Zawołanie w sam raz dla potomka zdrajców!
Gotier nie wiedział, co na to odpowiedzieć, na szczęście Olwen, jak zwykle, miała wiele pytań:
– A dlaczego nie ma wśród nich bursztynu?
– Hm… nie wiem… może dlatego, że to nie taki kamień jak tamte? Kiedyś opowiem ci o bursztynach.
– Czyli tam musiały być inne kamienie? Szkoda, bursztyny są śliczne!
Co jakiś czas morze, zgodnie ze swoją nazwą, wyrzucało na brzeg kawałki bursztynów. Zbieranie ich było ulubioną rozrywką okolicznej dzieciarni. Gotier zanotował w pamięci, by powiedzieć gospodarzom, ile te zabawki były warte. Wątpił jednak, czy uwierzyliby mu. Gdzieś podskórnie wciąż wyczuwał, szczególnie w Rohałcie, niepewność, oczekiwanie na drwinę czy wyśmianie.
– Być może, być może musiały być właśnie takie kamienie… Nie wiemy tego, nikt do tej pory nie odważył się poddać Korony badaniu z obawy przed jej uszkodzeniem.
– Gdzie poszła Żywia? I co się stało z kamieniami?
– Zostały wprawione w obręcz. Powstała Korona. Żywia wyjaśniła, że dzięki połączeniu siły ludzkiej i ponadludzkiej nic nie będzie w stanie pokonać obręczy Starej Puszczy, i że od tej pory to Korona podtrzymuje czar, a nie ona, czarownica. Jednak, jeśli choć jeden kamień zostanie ruszony, ochrona padnie – i wszystkie stworzenia Starej Puszczy wydostaną się do dawnego królestwa. I nie wiemy, co z Żywią. Na pewno już dawno temu zmarła, wszystko to działo się przecież tyle lat temu.
– A Korona?
– Jest używana tylko do koronacji władców. Przez pozostały czas jest pilnie strzeżona w Kormie przez Strażnika Korony. To jedno z najzaszczytniejszych stanowisk w całym Janarze, w tej chwili piastuje je mag Naois.
– A…
– Olwen – powiedział Rohałt – niech Olwen pobawi się teraz. Albo pójdzie do matki.
Olwen spojrzała na ojca, wzruszyła ramionami i w podskokach poszła w swoją stronę. Rycerz i jego gość przez chwilę milczeli, nie patrząc na siebie.
– Nie wiedziałem o tym wszystkim – zaczął Rohałt skrępowanym głosem – widzisz, Gotierze, nie miałem sposobności się kształcić. Wychowywała mnie niańka… Tu w tym zamku. Sama była stąd i niewiele więcej widziała.
– Rozumiem – powiedział Gotier, zastanawiając się, dokąd to wszystko zmierza. Zachowanie Rohałta stanowiło mieszaninę pokory i wyzwania.
Rohałt powstał gwałtownie i zaczął nerwowo chodzić w tę i z powrotem.
– Zamek tutaj był posagiem mojej matki, jej rodzice i dziadowie siedzieli tu od niepamiętnych czasów, ale ona, gdy tylko poślubiła ojca, więcej tu nie wróciła. Dopiero ze mną, byłem wtedy niemowlęciem, przyjechała tu po tym wszystkim, co się wydarzyło, bo nie miała gdzie się podziać. Umarła, gdy miałem pięć czy sześć lat. Do Jaskółczego Gniazda trafiłem, gdy miałem może piętnaście. Umiałem tyle, ile się nauczyłem sam. Długo szukałem rycerza, który przyjąłby mnie do służby. Być może to stąd, że nie ukrywałem imienia i herbu, a pewnie powinienem był. Ów rycerz, miał na imię Marsyl, był już posunięty w latach, zdołał mnie jednak czegoś nauczyć. Zostałem pasowany po tym, jak uratowałem go podczas polowania – obroniłem go przed żubrem, którego trafił tak nieszczęśliwie, że zwierzę ruszyło na niego. Odepchnąłem Marsyla, przeszyłem zwierzę włócznią. Dlatego mój protektor mnie pasował. Wtedy jeszcze królował świętej pamięci Najjaśniejszy Pan Archibald, a Geryn miał się dopiero żenić. Uczony pan wiedzą, że Jego Królewska Mość to mój rówieśnik?
– Rozumiem – mruknął Gotier, w duchu myśląc, że król, mimo całej odpowiedzialności, jaką dźwigał na swoich barkach, wyglądał na dziesięć lat młodszego.
Rohałt nie patrzył na nauczyciela córki, spoglądał na morze, być może w ten sposób łatwiej było mu wypowiedzieć to, o czym właśnie mówił.
– Potem próbowałem wejść w łaski możnych ze dworu. Czego to nie robiłem! Ale nie rozumiałem uczonych mów, nie znałem ich kunsztownych technik, nie byłem nikomu potrzebny. Wszyscy mówili, kiedy myśleli, że nie słyszę: to syn, brat, tych zdrajców. A ja przecież nawet ich nie pamiętam. Nie wiem, co się działo. Niewiele wiem i to mi też mieli za złe. Pamiętam, jak kiedyś jeden taki rozbawił całe towarzystwo, mówiąc, że pewnie nie znałem nazwy siedziby króla i gdy przybyłem, zapytałem, któż to w tej obręczy i sobolu.
Uśmiechnął się, ale Gotier rozumiał, że za tak żywym wspomnieniem musiała kryć się urażona godność, może nawet zadawniony ból.
– Miałem dość, opuściłem zamek, ożeniłem się i osiadłem tutaj. Rośnie mi córka – zakończył spokojniej.
– Panienka Olwen jest miłą i mądrą dziewczynką – powiedział uprzejmie gość.
Rohałt machnął ręką.
– Cóż z tego, skoro przeznaczoną na zmarnowanie, tu, w tej dziczy! Panie, nie myśl, że skoro nie czytam, to nie mam oczu. Widzę, czego nam nie dostaje. Żona mi nieustannie robi wyrzuty, mówi: pozwalasz jej bawić się ze służbą i wiejskimi dzieciakami, nikt jej nie weźmie, bo mu przyniesie wstyd! W okolicy były rycerskie zamki, lecz wszyscy powymierali albo inne zło się z nimi podziało, nawet ruin już nie ma – uczynił ręką znak, który, jak Gotier dowiedział się niedawno, miał osłaniać od uroku – Jesteśmy ostatni. Wiesz, uczony panie, że córka skończy siedem lat? Gdyby była chłopakiem, wyprawiłbym jej postrzyżyny i przeszłaby pod moją opiekę. Nauczyłbym wszystkiego, co potrafię. Chciałem mieć syna zawsze. Ale – westchnął ciężko – dobrze, że urodziła się dziewczyna, bo dziedziczy herb po kądzieli, po matce. Na Opalu nie ciąży piętno hańby. Olwen z Opali… Gotier nie wiedzą, ale dopiero niedawno tak na nią wołamy, bo w Sobótkę dopiero miała zapleciny. Do tamtej pory mówiliśmy na nią Niemoja, by ją ochronić od złego… Przeżyła, jedyna z moich dzieci. Dobrze, że chociaż ona. Choć chłopak może podźwignąłby ród z powrotem... – Rohałt zapatrzył się na morze.
Gotier wtrącił:
– Może jednak żona?...
– E, nie, Wiedźma spod lasu, jak rodziła się Olwen, popatrzyła, popatrzyła i rzekła: nic już nie będzie. Więc – uśmiechnął się gorzko – krzątam się, doglądam gospodarstwa, i tylko czekam na to, co się stanie. Sam już do dworu królewskiego nie pojadę – dodał z zaciętością. – Swój honor mam, i nawet żona to rozumie, bogacz ma monety, biedakowi zostaje tylko honor.
Gotier uśmiechnął się zagadkowo:
– Myślę, że jeszcze wiele może się wydarzyć.
Rohałt przystanął tuż przed nim, tak blisko, że Gotier cofnął się o krok.
– Ja myślę, że ty jesteś ważniejszy, niż mówisz, panie – powiedział cicho gospodarz. – Zanadto jesteś uczony. Ale pewnie wiąże cię sekret, no to se go trzymaj.
Bystry człowiek, pomyślał Gotier. Wszyscy tutaj… Zresztą, umieją tu przeżyć, czy samo to już nie świadczyło o nich?
– Alem się rozgadał – mruknął Rohałt. – Chciałem ci tylko podziękować. Na swojej robocie się znasz, a to dobrze.
– Bo jak się coś robi, to trzeba to dobrze robić, w tym jest największa chluba – podsumował Gotier i uśmiechnął się nieśmiało.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Epilog

Epilog   Hredrik wsunął ręce pod jej koszulę i łapczywie szukał ust kochanki, ale Gyrda odsunęła się, wstała i zawiązała tasiemkę u piersi. ...