Pół godziny później, nie
zważając na zimno i nieprzyjazny wiatr, siedzieli wszyscy czworo znów na
szczycie klifu. Olwen, przygryzając język, pracowicie ryła zaostrzonym patykiem
w korze brzozowej, a pozostali przyglądali się temu w skupieniu. Wreszcie
powstał krzywy napis: DROGIE MOŻE TO DLA CIEBIE TERAZ DAJ NAM RYBY.
Zadowolona z efektu,
przyglądała się swojemu dziełu. Pozostali nie mieli żadnych zastrzeżeń.
– Ja też chcę tak umieć –
powiedziała Zazula.
– Nauczę cię – obiecała
Olwen wielkodusznie. Chłopcy nie mówili nic, ale ich spojrzenia były aż nadto
wymowne, dodała więc prędko:
– Was wszystkich. To teraz
jak robimy?
– Ktoś musi wykrzyczeć do
morza, że to jest ofiara i wrzucić ten kawałek. Kto to zrobi? – zapytał
Jaromir.
– Ja nie, bo pisałam.
– To ja – powiedziała
Zazula. – Ale podejdziemy razem, dobrze? Sama się boję.
Wszyscy czworo stanęli
więc ostrożnie tuż nad skrajem przepaści. Rozległ się cienki dziewczęcy głosik
Zazuli:
– Hej, morze!
Wiatr i szum wody wzmogły
się. Wyraźnie wyższe fale raz po raz uderzały o klif. Dzieci drżały, ale Zazula
uniosła rękę z korą i wołała:
– Morze, drogie morze, za
to, żeś nam dało ryby, bursztyny, kamienie i sól, mamy ofiarę dla ciebie! Mam
ją tu, abyś ją przyjęło i dalej dawało nam jeść, bo bez ciebie nie przeżyjemy!
To, co się stało potem,
dla każdego z dzieci wyglądało inaczej. Miłost był pewien, że znienacka odprysk
wody sięgnął aż do twarzy Zazuli, która straciła równowagę i z krzykiem
poleciała z urwiska. Jaromir twierdził, że to nagły podmuch wiatru trącił ich
wszystkich, a Zazulę uniósł w powietrze i wyrzucił. Olwen zaś chciała chwycić
przyjaciółkę za opończę, ale zdążyła tylko zobaczyć, jak Zazula wpadła prosto
we wrzące fale i jakieś blade, zielonkawe ręce wynurzyły się, chwyciły
dziewczynkę wpół i wciągnęły pod powierzchnię wody.
Chmury rozstąpiły się i
promienie słońca ozłociły grzbiety nagle wyraźnie spokojniejszych fal.
Olwen niezbyt dobrze
pamiętała, co było dalej, w jaki sposób powiadomili dorosłych o tym, co się
stało. Wracał do niej jednak czasem moment, gdy zbiegała z klifu, krzycząc i
oglądała się, by zobaczyć miejsce, na którym nie było już Zazuli.
Tego wieczoru mężczyźni
wrócili z sieciami pełnymi ryb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz