czwartek, 23 kwietnia 2020

Podzielona Kraina - III.3

– Oj, ja biedna matka, co ja pocznę, moja Zazuleńka, moja sikorka, moja jedna, jedyna córeczka!
Sąsiadki w milczeniu słuchały lamentów Dziewanny, matki Zazuli. Każda przynosiła jej, co tylko mogła: podpłomyki, zimowe zapasy, świeże ryby. Kładły to wszystko w koszach na ławie w izbie.
– Sierota po mężu, sierota po córce, jednej, jedynej, jak serce jedno, jak głowa jedna, jak jedna dusza… jedno moje dzieciątko najmilsze! I nawet pożegnać nie mogę, ja, nieszczęśliwa matka. Oj ty, morze, żywicielu i okrutniku, ty morze nieszczęsne, co to poświęcasz raz swoje rybie dzieci, a raz bierzesz nasze ludzkie, ty morze sine, jak sine są usta zmarłych!
Lament trwał.
Co jakiś czas, gdy matka milkła, wstrząsana płaczem, któraś z licznych kobiet wspominała zmarłą. Luboma zaczęła śpiewnie:
– Dobre z niej było dziewczątko. Pamiętam, jak szłam z chrustem, a ona, malutki skrzacik, jak nie zapiszczy: „Dajcie mi, pomogę!”. Taka z niej była pomocnica, i matce, i wszystkim.
Dobrochna podchwyciła:
– Mądra z niej była dziewczyna. Kiedyś nogę obtarłam, a ta już leci, już babkę przykłada i mówi: „Tak wam pójdzie na dobre”. Tak uważała na nauki starszych.
Zabrała głos trzecia, Miłorada, niania Olwen:
– Pochłonęło ją morze, słone morze, ile z tych kropel to łzy matek, próżno czekających, aż ich dzieci powrócą z morskich wypraw? Ginęli chłopcy i mężowie, a teraz mała dziewczynka, morze pochłania, morze zabiera, oddaje co swoje, ale bierze bezwzględnie, co mu się należy. Dzielni nasi mężowie, ojcowie, bracia co wyruszają na połów i narażają życie, dzięki sprytowi, dzielności i odwadze umknęli morzu, więc sięgnęło po niewinne dziewczę, dając w zamian swe bogactwo. Rok się rozpoczął, morze jest żądne krwi, a jej nie otrzymało, już znalazło, już się nasyciło, już otwarło podwoje.
Dziewanna słuchała w milczeniu tych słów. Kobiety wokół kiwały głowami, jękliwie wołały:
– Oj, Zazula, Zazuleńka nasza! – ich głosy niosły się daleko poza chatę. Przechodzący obok mężczyźni i młodzież pochylali głowy i kłaniali się morzu, już zupełnie spokojnemu, jakby niedawne potężne sztormy nigdy nie miały miejsca.
Ale matka niespodziewanie wytarła oczy i zawołała do Miłorady:
– A gdzie ta wasza wychowanka, co z nią była?
– Olwen? – zapytała Miłorada spokojnie. – Odpoczywa wśród swoich.
– Powinna stanąć przede mną! To ona przywiodła moją Zazulę do śmierci!
Kobiety na ławie poruszyły się niespokojnie.
Miłorada z trudem wstała i objęła sztywną Dziewannę. Ale tamta ją gwałtownie odepchnęła. Niania Olwen westchnęła.
– Cierpisz, boś straciła dziecko. Ale nie obwiniaj innego dzieciaka. Widzę, że moje towarzystwo ci niemiłe, pójdę już, by nie siać niezgody w czas opłakiwania.
Wyszła cicho i zamknęła drzwi. Usłyszała, jak kobiety podjęły na jednostajną nutę:
– O, Zazula, Zazuleńka nasza!
Niania, wychodząc, również ukłoniła się morzu i wymamrotała:
– W swoim prawie jesteś, przyjmij tę ofiarę, którąś sobie zażyczyło.
Powoli poczłapała w stronę zamku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Epilog

Epilog   Hredrik wsunął ręce pod jej koszulę i łapczywie szukał ust kochanki, ale Gyrda odsunęła się, wstała i zawiązała tasiemkę u piersi. ...