sobota, 2 maja 2020

Podzielona Kraina - III.10


Zebranie odbyło się w stodole Warcisława. Zarówno on, jak i Luboma, ze względu na swoją prawość, uczciwość i stateczny wiek zostali wybrani przez sąsiadów na sędziów. Rohałt poparty przez Miłoradę i Stoigniewę rzucił oskarżenie na Dziewannę o umyślne skrzywdzenie jego córki. Na podejrzaną narzucono plecionkę z ziół, aby nie mogła nikogo zauroczyć spojrzeniem lub słowem.
Zarówno Warcisław, jak i Luboma mieli zatroskane miny. Nie w smak im było sądzić kobietę, która zaledwie kilka dni wcześniej utraciła ukochane dziecko. Jednakże druga dziewczynka zaginęła, a Rohałt nie zwykł rzucać oskarżeń pochopnie – więc zarówno gorąca prośba wszystkich, jak i poczucie własnej powinności nakazały im obojgu przyjrzeć się całej sprawie.
Paru chłopaków już wcześniej obiegło wszystkie chaty obwieszczając, że o zachodzie słońca odbywa się sąd i że należy zjawić się, aby sprawa miała jak najwięcej świadków, by potem można było jednogłośnie poświadczyć, że wszystko odbyło się godnie i uczciwie. Już wkrótce zjawili się powiadomieni sąsiedzi i zasiedli na zydlach. Oprócz powinności kierowała nimi ciekawość – sądy odbywały się nieczęsto, każdy wiedział, co wolno, a czego nie. Niektórzy sarkali na Rohałta, że śmiał niepokoić matkę w tak trudnym czasie.
Dziewanna stała i nie patrzyła na nikogo. Miała zacięty wyraz twarzy. Jej ręce drżały.
Warcisław odchrząknął:
– Córka Rohałta z wielmożnych, Olwen, dziś zagubiła się. Stoigniewa mówiła, że widziała ją, jak szła z Dziewanną w stronę cmentarza. Rohałt z wielmożnych uważa, że jego córka zgubiła się, bo Dziewanna ją zwiodła. Dziewanna mówi, że nic dziewczynie nie robiła. Nie wie, co się stało z Olwen, że jej wciąż nie ma. Jesteśmy tu więc, by rozsądzić, czy Dziewanna nie zrobiła dzieweczce jakiej krzywdy, umyślnej lub nieumyślnej.
Zgromadzeni mruknęli na znak, że rzecz była dla nich zrozumiała.
Luboma odchrząknęła.
– Dziewanno, czyście szli dziś z Olwen na cmentarz?
– A szłam.
– Po cóżeście tam zmierzali?
– Ażeby usypać kopczyk córce...
Głos jej drgnął i załamał się. Wyraźnie stropiona Luboma ciągnęła:
– I jak, usypaliście?
– Nie usypałam, sił zabrakło.
– A Olwen była z wami?
– Była.
– Skąd się wzięła?
– Sama chciała. Jak jej powiedziałam, że sypię kopczyk, chciała iść ze mną. Dla przyjaciółki.
Znów umilkła.
– I co potem?
– Doszłyśmy, patrzę, a jej nie ma. Wołałam, nic nie odpowiadała.
Warcisław dopytał:
– Prawdę mówicie, Dziewanno?
– Prawdę.
Wtedy od drzwi stodoły rozległ się głos:
– A czy przysięgniesz, Dziewanno?
W wejściu stanęła Wiedźma ze śpiącą Olwen na rękach. Rohałt i Miłorada natychmiast do nich podbiegli.
Dziewanna pobladła. Milczała.
– Czy przysięgniesz? - powtórzyła Wiedźma.
Zapytana powiodła spojrzeniem wokół, spuściła wzrok, po czym podniosła oczy i hardo powiedziała:
– Tak.
– A na co? - drążyła Wiedźma.
– Niechaj grom z jasnego nieba uderzy, jeśli kłamię.
Powiedziała to i przez chwilę nic się nie wydarzyło, zdążyła się więc rozluźnić, a ludzie wokół poruszyli się niespokojnie i zaczęli szeptać między sobą. Lecz już po chwili za plecami Wiedźmy coś błysnęło i usłyszeli trzask ognia. Wszyscy zerwali się z miejsc i wybiegli na zewnątrz.
To płonęło domostwo Dziewanny. Ogień ogarnął wszystko, od klepiska po dach. Nikt nawet nie próbował go gasić. Zebrani mężczyźni i kobiety jak jeden mąż odsunęli się od skamieniałej Dziewanny, tworząc w pewnej odległości półokrąg. Co poniektóre kobiety splunęły przez lewe ramię.
Wiedźma przekazała Olwen Rohałtowi, szeptem wyjaśniając niani, jakie wywary należy podać dziewczynce, by przepędzić zło z jej ciała i duszy. Potem głośno powiedziała:
– Dziewanna kłamała.
I pokrótce wyjaśniła, co zaszło.
Wyrok mógł być tylko jeden: Puszcza.

11.
Niania przeraziła się, jak bardzo wychowanka zmizerniała w ciągu tych paru godzin. Wzdrygnęła się, widząc jej twarz.
– I to już tak będzie? – zapytała.
– Tak – odparła Wiedźma.
– Cóż za nieszczęście…
– Była za blisko umarłych.
– Czy oni będą na nią teraz czyhać? – zapytała niania ze spokojem.
Wiedźma wzruszyła ramionami.
– A na kogo nie czyhają?
– Powiedzcie, Wiedźmo.
Zapytana zwlekała. Wreszcie odpowiedziała z ociąganiem:
– Spotkała tych, którzy byli lub będą jakoś z nią związani tu, po tej stronie. Oni poznali ją, a ona ich – a wtedy głośniej słychać, mocniej czuć i trudniej zapomnieć. Po części już ją mieli, ale dziewucha okazała charakter i wolę. Teraz będzie widziała, słyszała i czuła więcej. Jak ktoś usłyszy, jak go wołają, może pójść za tym, co woła, zwłaszcza kiedy zna głos. Ale i przemówić do niego, a to nie każdemu zostało dane.
Rohałt skonstatował:
– Ocaliłyście ją, Wiedźmo.
– Tak – potwierdziła.
– I to już drugi raz.
– To prawda.
– Jej życie jest więc splecione z waszym.
– I to podwójną nicią – zauważyła z lekkim uśmiechem.
– Wasza wola, jak będziecie chciały odzyskać swój dług. Tak się zdarzyło, żeście splotły losy, a jej dalsze życie jest waszym darem, więc cokolwiek postanowicie, to będzie wasza wola, której ja się nie sprzeciwiam.
Mówił to w sposób nietypowy dla siebie, uroczysty i dumny. Wiedźma skłoniła głowę przed ojcowską decyzją. Potem spojrzała w oczy Miłoradzie. Dwie stare kobiety patrzyły przez chwilę na siebie, wreszcie Wiedźma odeszła powoli w stronę gromady, która miała eskortować Dziewannę.
Rohałt przytulił mocno córkę, a niania leciutko pogłaskała ją po twarzy z lewej, teraz przeraźliwie białej strony. W pierwszej chwili cofnęła dłoń – policzek był zimny. Zaraz palce musnęły skórę dziecka z powrotem i nie przestały jej gładzić przez cały pospieszny powrót do domu.
Kto tylko mógł, odprowadził Dziewannę na ścieżkę wiodącą do Puszczy. Szli cicho, jak w kondukcie pogrzebowym. Bo też i wyrok, choć w formie nie mówił o śmierci, w treści zawierał ją zupełnie.
Gdy zbliżali się do krzaków bzu, sędziowie, Warcisław i Luboma, skłonili się w pokorze przed Dziewanną, mówiąc:
– Wybaczamy ci. A ty przebacz nam.
– Przebaczam – szepnęła.
Odeszli, nie odwracając się. Wówczas wszyscy następni, dawni przyjaciele i sąsiedzi, również podchodzili pojedynczo, skłaniali się, przepraszali i prosili o wybaczenie, a Dziewanna, spokojnym, martwym głosem, niezmiennie go udzielała.
Wreszcie została przy niej tylko Wiedźma.
– I cóż tu sterczycie? – zapytała Dziewanna szyderczo. – Pilnujecie, czy pójdę za bez? A pójdę, pójdę. Cóż mi biednej pozostało… Ani męża… ani dzieci… a teraz – nawet własnego domu…
Wiedźma stwierdziła po chwili:
– Ciężko wam bez córeczki.
– Jedyna ona u mnie była, jedyna matczyna radość… A kiedy ją utraciłam, pomyślałam… co zostanie po mnie? Nic… Ludzka pamięć jak wiar ulotna, a dzieci… dzieci pozostają, i wnuki, choćby nie pamiętali o nas, ale cząstka… choćby tylko… ale dla mnie nie ma nic.
Wiedźma milczała.
– Wiecie, gdy przyszli z tą straszną wiadomością, że jej już nie ma, pomyślałam… pomyślałam, że nie ma nawet imienia dla tak nieszczęsnej istoty jak ja. Gdy dziecko zostaje bez rodziców, jest sierotą, gdy żona bez męża – wdową. A gdy matka straci dziecko, to kim ona się staje? Chyba wiecznie krwawiącą raną, po której już nic i nikt…
Otarła oczy prawą ręką, tą ze znamieniem.
– Chciałabyś, aby pozostał po tobie ślad? - zapytała Wiedźma.
– Tak. Aby coś ze mnie, jakaś cząstka mnie, wciąż chodziła po świecie, gdy ja sama już umrę.
– Mogę ci w tym pomóc. Pozwolisz mi? - Wiedźma uśmiechała się krzywo, ale kobieta nie zwracała na to uwagi, wpatrzona w krzaki czarnego bzu.
– Tak… - odparła cicho.
Wówczas twarz Wiedźmy zmieniła się nie do poznania. Nagle wydłużyły jej się kły, a rysy nabrały zwierzęcych cech. Doskoczyła do zaskoczonej Dziewanny, odchyliła jej głowę i wpiła się zachłannie w szyję. Dziewanna wydała kilka zduszonych okrzyków i umilkła. A Wiedźma wciąż piła, dopóki nie nasyciła się. Wówczas wypuściła kobietę z rąk – lewej, takiej jak dotychczas, i prawej, na której pojawiło się charakterystyczne, nieregularne znamię. Bezwładne ciało upadło na śnieg.
Wiedźma stanowczym krokiem poszła w swoją stronę. Raz tylko się obejrzała, aby spojrzeć na trupa – ale już podążały w jego stronę wilki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Epilog

Epilog   Hredrik wsunął ręce pod jej koszulę i łapczywie szukał ust kochanki, ale Gyrda odsunęła się, wstała i zawiązała tasiemkę u piersi. ...