Wasale Bredegara i
ochotnicy przybywali tłumnie wraz ze swymi ludźmi. Nie wszyscy rycerze związani
przysięgą lojalności pojawili się w Odzie. Krążyły słuchy, że sporo właścicieli
małych spłachetków ziem odpowiedziało odmownie na wezwanie pana z Rubinów, bo
skusiła ich perspektywa królewskich nadań, o których wieści zataczały coraz
szersze kręgi. Paru drobnych rycerzy otwarcie wypowiedziało posłuszeństwo
Bredegarowi, powołując się na królewską wolę. Pan Ody nie skomentował relacji
swoich wysłanników ani słowem, ale bliscy mu ludzie wiedzieli, że zawsze miał
znakomitą pamięć i imiona wiarołomnych rycerzy na pewno się w niej zapisały,
mimo nawału innych spraw.
Tymczasem wciąż przybywali
kolejni konni rycerze, łucznicy, włócznicy, słudzy i rzemieślnicy w orszakach
kolejnych panów. Obóz pod Odą stawał się coraz większy, ruchliwszy i bardziej
gwarny. Dołączali do niego licznie uciekinierzy zgromadzeni na podzamczu,
widząc w tym okazję do zemsty, wzbogacenia się lub nauki wojennego rzemiosła.
Znad licznych kuźni unosiły się dymy – kowale mieli pełne ręce roboty przy
zbrojach i broni. Krawcy dokonywali ostatnich poprawek, a cieśle kończyli
robotę przy drewnianych częściach taboru. Zjeżdżali się dostawcy mąki, jaj,
serów i mięsa. Codziennie przybywali kupcy, chcący dobić korzystnego targu,
kolejne kobiety, chcące wojakom umilić czas, a także nieodzowni igrce i
śpiewacy, przewyższający niejednego dostojnika swym wojennym doświadczeniem.
Młodzieńcy ścierali się w obowiązkowych ćwiczeniach, a potem przechadzali się
po obozie, podziwiając z daleka bojowe wierzchowce wielmożnych i szacując
wartość końskich rzędów.
Wodzowie nocowali na
zamku. W ciągu dnia jednak wracali wraz z Bredegarem do największego, bogato
zdobionego namiotu z proporcem Rubinów, by przyjąć raporty zwiadowców i omówić
strategię. Plan ewoluował: to, co początkowo miało być tylko niewielkim zrywem,
wywołanym przez oburzenie i gniew, stawało się przemyślanym działaniem, mającym
na celu zmianę królewskiej polityki względem szlachetnie urodzonych. Otwarcie
rozważano, które miasta mogłyby przejść na stronę zbuntowanych, a które
pozostaną lojalne względem króla. Wysłano kilkoro zaufanych mężczyzn i kobiet z
tajną instrukcją, by solidnie wystraszyć, a potem przeciągnąć na stronę Rubinów
jak największą liczbę kasztelanów i rajców. Na pergaminach księgowano wydatki,
rysowano mapy i linie zaopatrzenia.
Aż wreszcie nadszedł dzień
wymarszu.
Audun na prowizorycznym
ołtarzu, na którym spoczywały sztandar Rubinów i miecz Bredegara, przewodniczył
zbiorowym modłom. Pięciuset konnych rycerzy, dwa tysiące łuczników, tysiąc
włóczników i pozostała niezliczona zgraja złożona z rzemieślników, sług,
kupców, igrcow i kobiet lekkich obyczajów polecało się w opiekę bogom.
Najważniejszymi z panteonu byli Aelort z Wierzbni, znakomity wojownik, a także
Egil z Tantu, który ponoć za życia był tak wytrawnym uzdrowicielem, że nawet
wskrzeszał umarłych. Potężny chór głosów niósł słowa modlitw i pieśni daleko
poza przedpola Ody. Ci, do których z daleka dolatywały pobożne słowa, dołączali
swoje szeptane prośby o zdrowie i opiekę dla obrońców Janaru.
Pomocnicy Auduna
rozpostarli sztandar. Pięknie wyszyty Rubin na czarnym tle błyszczał w złotej
oprawie przed oczami zgromadzonych. Bredegar powstał ze swego honorowego miejsca,
wspiął się do ołtarza, przypasał miecz, odwrócił się do tłumu i rzekł głośno:
– Wielmożni, szlachetni i
pracowici! W tym dniu jednoczycie się, aby dać świadectwo najwyższej z cnót
Korony: odwadze!
Przerwał, gdy rozległy się
wiwaty.
– Bo tylko odważni mogą,
tak jak my to czynimy, porwać się na rzeczy wielkie. A ci, którzy tego
dokonują, dostępują chwały, sięgającej tak daleko, jak trwa pamięć ludzka. I
nas zapamiętają! Czy domyślacie się, w jaki sposób? Jako tych, którzy wbrew
spiskom i knuciom wyruszyli, by spotkać się w polu z wrogiem. Jako tych, którzy
wbrew woli możnych tego świata mieli dość odwagi, by wyruszyć bronić ojczyzny!
Ku chwale Janaru!
– Chwała Janaru! –
odkrzyknął tłum.
Bredegar zszedł z
podwyższenia, dając tym samym znak do wymarszu. Zaczął się ruch i hałas,
podprowadzano konie do orszaków wielmożnych, ustawiano tabory i pieszych.
Wyznaczeni dowódcy wydawali rozkazy, pilnując porządku. Tu i ówdzie rozlegały
się złorzeczenia, gdzie indziej żegnano się już ostatni raz. Groa przez chwilę stała
bez słowa naprzeciwko męża i patrzyła mu w oczy. Nagle podeszła, oparła ręce na
jego ramionach i pocałowała go mocno. Bredegar oddał jej pocałunek i pogładził
ją po policzku. Po tej krótkiej pieszczocie znów stali przez chwilę, trzymając
się za obie ręce, jak w tańcu. Wreszcie Bredegar z niechęcią cofnął się, dając
miejsce synowi. Tybald podszedł do matki i pocałował ją w rękę. Groa wyszeptała
matczyne błogosławieństwo. Potem głośno wyrzekła:
– Wróćcie.
– Wrócimy – odparł
Bredegar.
Groa zwróciła się do
Auduna:
– Opiekuj się nimi.
– Po to jadę, pani –
odpowiedział mag.
– Od dwudziestu lat
nigdzie nie ruszałam się bez ciebie. Wahałam się, czy zgadzać się, byś
towarzyszył mojemu mężowi… ale myślę, że jemu i jego ludziom twoja wiedza i
umiejętności przydadzą się bardziej niż mnie.
– Pani, jesteś całkowicie
bezpieczna. Moi felczerzy zostali przeze mnie poinstruowani i przeszkoleni.
Cieszę się, że wyświadczyłaś mi ten zaszczyt, zgadzając się na moją prośbę o
wzięcie udziału w tej wyprawie. Mam nadzieję, że nie zawiodę.
Groa była blada, ale
trzymała się prosto.
Pachołkowie podprowadzili
wierzchowce. Bredegar, Audun i Tybald wskoczyli na konie i za dwójką heroldów,
wołających:
– Miejsce dla pana z
Rubinów! – Dostojnie przejechali wśród swoich ludzi na czoło armii. Trębacze
uroczyście zadęli w rogi. Człowiek za człowiekiem, koń za koniem, wóz za wozem
– po kolei na dany znak ruszali w wyznaczonym kierunku – na południe, w stronę
pokonanej Wierniry.
Groa wytrwale spoglądała
za nimi. Gdy ostatnie wozy z taboru dźwignęły się w drogę, uklękła na kobiercu
przy ołtarzu, a za nią gromadka dam i paziów. Tak jak wcześniej męskie, tak
teraz żeńskie i chłopięce głosy powtarzały:
– Aelorcie, tchnij moc w
miecze, włócznie i strzały. Nadaj oczom bystrość sokoła, a rękom pewność
śmierci... Egilu, daj mądrość medykom, udziel im łaski skutecznego leczenia, by
dzielni wojownicy, wolni od chorób, ran i niedomagań, wrócili w chwale do swych
żon i córek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz