piątek, 29 maja 2020

Podzielona Kraina - IV.12

Korm, 6 maja 258 roku od Z. F.

Najdroższy Ingwaldzie, jeżeli to czytasz, oznacza to, że posłaniec wywiązał się z powierzonego mu zadania i przekazał Ci, jak uczynić atrament widzialnym. Proszę Cię, byś odpowiedź do mnie ukrył w taki sam sposób: mój człowiek udzieli Ci szczegółowych informacji.

Teraz nasze sprawy. Wracające niedobitki armii naszego krewniaka opowiadają całkowicie niedorzeczne i niewiarygodne historie, godne piastunek małych dzieci, lecz potwierdziło się już z całkowitą pewnością, że Bredegar poniósł druzgocącą klęskę. Na jaw wychodzą kolejne szczegóły: jaka dokładnie była liczebność tej armii, uzbrojenie i tak dalej. Mam dziwne wrażenie, że choć, logicznie rzecz biorąc, jest to przerażająca wiadomość, bo tak potężne wojsko nie zdołało pokonać pięciuset wieśniaków i to jest naprawdę wielkie zagrożenie, spotykani przez mnie magowie (a, jak wiesz, nie zaniedbuję ofiar dla bóstw!) mają dziwnie zadowolone miny. Logika nakazuje, by nie wierzyć w bezsens, lecz sama widzę: gdy dyskutują o tej klęsce, wydają się bardziej usatysfakcjonowani, że ich przewidywania okazały się zgodne z prawdą, niż zagrożeniem ze strony potencjalnie niepokonanych hord obłąkanych. Doprawdy, nie miałam dotychczas powodu, by nienawidzić magów, owszem, szanowałam i poważałam tę grupę, wszak z nich wywodzą się nasi bogowie i obrońcy. Lecz całokształt tej sytuacji naprawdę niepokoi.

Cały Korm żyje tymi wieściami. Wzmożono czujność. Pachołcy miejscy o wiele surowiej wypytują przybyszy i podejrzliwie przyglądają się orszakom. Trwają prace nad wzmocnieniem bram miejskich. Rada Miejska zaleciła inspekcję baszt cechowych, czy są utrzymane w należytym porządku. Ludzie są w panice. Codziennie przyjeżdża wóz z oskarżonymi w łańcuchach. W ostatnim tygodniu powieszono lub spalono dwadzieścia kobiet i mężczyzn, których oskarżono o sięganie po wiedzę zastrzeżoną dla szlachetnych i wywołanie obłąkania. Sąd grodzki i sąd ziem ościennych obradują nieustannie. Na Rynku stale już ktoś jest zakuty w dyby. Ludziom tak spowszedniał ten widok, że nawet nie obrzucają skazanych odpadkami. Ot, od niechcenia ktoś od czasu do czasu podrwi, a potem w strachu idzie dalej. Niedawno byliśmy z Pwyllem na egzekucji, gdy powieszono mężczyznę i dwie kobiety. Straszny to był widok. Ledwo powłóczyli nogami, złamani przez tortury i do ostatka pokornie błagali o przebaczenie za winy.

Upadek Bredegara wywołał poruszenie wśród znanych mi kupców. Powód jest nader prozaiczny – okazuje się, oboje z Groą zapożyczyli się na tą całą ich hojność wobec biedaków i swoje wojenne wyprawy. Ich dług opiewa na pokaźne sumy. Teraz wierzyciele obawiają się niewypłacalności i głośno narzekają, bo pewnie będą teraz musieli dochodzić swych praw sądownie, a wiadomo, że w sporze ze szlachtą sędziami zostają szlachcice. W rezultacie takich sporów niejeden kupiec zbankrutował przez rycerza, ale rycerz przez kupca jeszcze nigdy.

Mój syn miewa się dobrze. Trudno jest mi w czymkolwiek go pochwalić – chyba tylko w tym, że mówi niewiele. Często wychodzi, by błąkać się po mieście. Zezwalam mu na to, bo wiem, że z trudem nawiązuje kontakt z obcymi i na pewno nie będzie chełpił się na lewo i prawo, kim jest. Uważam, że dobrze, by rozeznał się w tutejszych stosunkach, zanim stąd wyjedziemy. Poza tym, nie wiem, co mam z nim robić. Nie mogę nająć mu preceptorów, by nadrobił braki w edukacji, bowiem nie chcę, by wieść o nim rozniosła się ponad miarę – nie jesteśmy tu tak bezpieczni, jak w rodowej siedzibie. Jednak chciałabym, by podjął nauki jak najszybciej i z każdym dniem utwierdzam się bardziej, że to Ty powinieneś podjąć się tego zadania – inaczej ten chłopak zgubi nas wszystkich. Przykro mi, że muszę tak mówić o moim synu, dziecku swego świętej pamięci ojca, lecz powiem jasno: to czystej krwi pastuch i są chwile, w których wstyd mi za niego. Gdy już się odezwie, przemawia dziwacznie, nie wie o najprostszych rzeczach, a to, co jest mu mówione, rozumie opacznie, tak, że nieraz ogarnia mnie rozpacz. Gdy oglądaliśmy egzekucję skazanych, gdy kat założył pętle na szyje i utrącił stołki spod nóg, mój syn przyglądał się temu przez chwilę, po czym odwrócił się do mnie i rzekł: „Głowy zbyt pełne światła przyciągają ćmy. Teraz motyle triumfują, a zwieszone głowy tańczą na złamanych szyjach”. Aż ludzie obok obejrzeli się wymownie. Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, w domu skarciłam go za taką dziwaczność, mam jednak wrażenie, że nie pojął sensu mojej reprymendy. Ingwaldzie, muszę Ci wyznać, że czuję się bezradna wobec tej mieszaniny hardości i zamknięcia w sobie. Próbuję w sobie rozbudzić czułość wobec tego chłopaka, odnaleźć podobieństwo do jego ojca lub mojej rodziny, lecz nie widzę go. To, co u Begelda świadczyło o sile charakteru: niezależność, małomówność i spokój, u jego syna przeradza się w karykaturę, nad czym ubolewam. Mój świętej pamięci mąż mógł mieć godniejszego siebie dziedzica. Lecz może jeszcze z tego chłopaka coś wyjdzie i nie wszystkie jego talenty zostały zaprzepaszczone przez pasanie owiec.

Co do wyjazdu, doprawdy nie wiem, co robić. Udzieliłam ci wszelkich pełnomocnictw, byś mógł wypełnić plan, o którym rozmawialiśmy. Podtrzymuję tę decyzję. Ufam Ci zupełnie. Ja sama jednak nie wiem, czy nasz plan jest słuszny. Bredegar zginął. Groa już dawno musiała otrzymać o nim wieści. Czy to właściwy moment, by powracać? Nie sądź, że kieruję się sentymentem lub współczuciem dla wdowy. Aż za dobrze pamiętam, co oni uczynili ze mną, gdy sama owdowiałam. Lecz boję się, czy nasze prawa zostaną uznane. Zginęło wielu świadków tamtej sprawy, a ja krótko mieszkałam w Odzie i nie wszyscy mnie pamiętają. Zostały kobiety podległe władzy Groi. Poza tym, wciąż nęka mnie wątpliwość, czy moje kupieckie zajęcie jednak nie pozbawiło mnie szlachectwa, przyznanego przez małżeństwo. Zaprzyjaźnieni magowie szukali w miejskich i świątynnych archiwach, przeglądali dawne wilkierze, kroniki i wyroki sądów szlacheckich, lecz nie znaleźli żadnego precedensu, choćby w przybliżeniu podobnego do mojej sytuacji.

Ingwaldzie, poradź mi, bowiem waham się i naprawdę nie wiem, co należy czynić. Moja sytuacja jest niejasna, okoliczności zmieniły się radykalnie, no i przyznam, że dla mnie to też jest wyzwanie – porzucić coś, co własnym wysiłkiem i dzięki dobremu imieniu śp. rodziców zdołałam zbudować i przenieść się tam, gdzie nie będzie miało to najmniejszego znaczenia. No i te długi. Czy Bredegar i Groa obciążyli swoje własne ziemie, czy rodowe? Niby nie mogą obciążyć majątku rodowego, lecz ja już niczemu nie ufam.

Z niecierpliwością czekam na Twoją odpowiedź.

Twoja najserdeczniejsza przyjaciółka

Idun z Rubinów

 

Czarnowody, 20 maja 258 r. od Z.F.

Najdroższa Idun,

dziękuję Ci za wskazanie bezpiecznego sposobu na przekazanie tak poufnych treści. Twój człowiek wypełnił swoje zadanie. Dziękuję Ci również, że zechciałaś mi się zwierzyć z trapiących Cię wątpliwości. Rozumiem je, choć nie podzielam i jestem zdania, że powinniśmy udać się do Ody jak najszybciej i jest to w tej chwili sprawa najwyższej wagi. W związku z tym chciałbym, żebyś wraz z synem, gdy tylko otrzymacie ten list, niezwłocznie udała się w drogę do Ody. Proszę Cię również, żebyś wcześniej uważnie rozpytała o bezpieczeństwo drogi. Wspomniałaś, że mi ufasz – proszę Cię więc, a wręcz zaklinam, byś zastosowała się do mojej rady.

Jest to konieczne z kilku względów. Nie wiem, czy słyszałaś, że od pewnego czasu Geryn odbiera kobietom ziemie i przekazuje je wiernym sobie ludziom. Dowiedziałem się, że działo się tak już od jakiegoś czasu, lecz szerszy oddźwięk sprawa znalazła dopiero wówczas, gdy Hermina z Topazów została pozbawiona Sobnej. Nie była to rodowa siedziba, lecz nie możemy ryzykować: Groa nie ma już dzieci i nie będzie ich miała, mężczyźni z Rubinów w większości zginęli, a o Pwyllu synu Begelda nikt poza nami nie pamięta ani się o niego nie upomni. Jeżeli przyjadą królewscy urzędnicy, Oda i jej ziemie będą stracone. Geryn na pewno nie zechce stracić takiej okazji. Dlatego musimy się spieszyć. Gromadzę ludzi. Ten list wysyłam Ci przez zaufanego człowieka. Podaruj mu swoją miniaturę, jeśli jeszcze wciąż je masz, aby mógł przekazać Twój wizerunek swoim ludziom. Będą czekać w umówionym miejscu, którego położenie mój człowiek przekaże Ci ustnie.

Co do moich zamiarów: chcę napisać list do Groi, że wracam do Ody i ofiaruję jej swoją opiekę. Nie ma podstaw, by mi odmówić. Dobrze się złożyło, że wracałem z gór krótszą drogą i nie rozgłosiłem powrotu syna Begelda. Dzięki temu Groa nie nabrała jeszcze podejrzeń co do mnie. Twoje informacje na temat interesów z kormskimi kupcami są bardzo cenne, będę mógł ją nimi nieco nastraszyć, a w obecnym stanie ducha nie będzie raczej okazywała swojej zwykłej dumy i pewnie pozwoli mi zajrzeć w księgi rachunkowe. Nie obawiaj się – jej i jej męża długi nie obciążają nas w żaden sposób, majątku rodowego nie można zadłużyć, tak jak i nie wolno go zastawić ani sprzedać. Gdyby zaś to uczynili, łatwo będzie podważyć te posunięcia w sądzie.

Mam już kilkudziesięciu ludzi. Z tego co wiem, Oda jest zupełnie pozbawiona obrońców, lecz to potężny zamek i obleganie go może zająć wiele dni i zabrać siły, których w tej chwili nie mamy. Chcę więc uczynić w następujący sposób: gdy już znajdę się za murami i obsadzę kluczowe posterunki, wyślę do Ciebie umyślnego. Czekaj na mnie w pogotowiu z ludźmi, których zwerbowałem. Na jego sygnał, wyrusz w drogę do Ody. Moi ludzie Cię wpuszczą i wtedy będziemy mieć siedzibę Rubinów całkowicie pod kontrolą. Co do Twoich i Pwylla praw – są przecież dokumenty i na pewno znajdą się ludzie, którzy pamiętają, że Begeld miał syna. Wszak wiele osób przyjechało na tamten pamiętny turniej z okazji jego narodzin. Musimy wszystkim przypomnieć, że to nie Terwagant ani Tybald synowie Bredegara są dziedzicami, jak wielu przywykło o nich myśleć, lecz Pwyll syn Begelda, wywieziony niegdyś w góry, rzekomo z racji słabego zdrowia. Gdy to uczynimy, może objawią się utajeni wrogowie Bredegara – wiadome jest, że nie wszyscy jego wasale poszli za wezwaniem. Trzeba będzie więc zaprosić tych ludzi jak najprędzej i odebrać przysięgę na wierność dziedzicowi… ale to w dalszej przyszłości. Póki co – bądź w pogotowiu, Najdroższa Krewniaczko. Niejednokrotnie w swoim życiu musiałaś wykazać się zimną krwią i hartem ducha. Ufam, że i tym razem Twoje męstwo Cię nie zawiedzie. Twoja odwaga w walce o swoją przyszłość potwierdza, że w pełni przynależysz do rodu Rubinów.

Co do chłopaka– możesz mi wierzyć, że gdy tylko uporam się z moimi obowiązkami, chętnie podejmę się roli wychowawcy tego młodzieńca, choć w jego wieku charakter jest już w dużym stopniu ukształtowany, a pewne szkodliwe nawyki utrwalone. Lecz ufam, że zarówno ja, jak i Ty zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by przywrócić porządek, sprawiedliwość i chwalę domu Rubinów. Bogowie zakpili z nas, zsyłając tak zniekształcone narzędzie do przywrócenia właściwego porządku świata, lecz niejeden metal zahartował się w ogniu, a dobro rodu i zabezpieczenie przyszłości to sprawa priorytetowa i czyjś wypaczony charakter nie może przeszkodzić w spełnieniu ważnego zadania. Szczególnie teraz, gdy zostało nas tak niewiele, a samozwańczy pan rodu tak lekkomyślnie wywiódł ludzi na zatracenie, położenie fundamentów pod dalszą przyszłość to zadanie, nad które nie ma istotniejszych. Cierpliwości, Droga Krewniaczko. Od wieków wiadomo, że przewodnictwo mężczyzny pozwoli ukształtować mężczyznę. Nie jest zatem aktem nierozumnym, by czekać i pielęgnować nadzieję na korzystniejszy obrót spraw. Wszyscy ryzykujemy w tym wielkim dziele. Ja również rzucam na szalę największy swój majątek – honor i moje dobre imię. Ku chwale domu Rubinów!

Nie przesyłaj mi już listów, ale pamiętaj o swojej miniaturze – a najlepiej kilku, bym jedną z nich mógł schować na sercu, gdy będę z dala od Ciebie.

Twój oddany sługa i krewny

Ingwald z Rubinów

 

Idun z Rubinów i Pwyll syn Begelda wkroczyli do Ody trzeciego lipca dwieście pięćdziesiątego ósmego roku od Zwycięstwa Fryderyka. Matka, z uniesioną wysoko głową, odziana w kolorowe szaty szlachetnych dam, kroczyła dumnie przez przystrojony kwiatami hall. Syn stąpał sztywno i sprawiał wrażenie nieobecnego duchem. Odpowiadał jednak na ukłony i kilka razy wymamrotał parę konwencjonalnych powitań. Oboje dotarli wreszcie do nowo mianowanego seneszala, który wygłosił długą orację, a następnie wręczył Pwyllowi krótki miecz na znak, że ten stał się opiekunem i obrońcą Ody, a Idun klucze, jako nowej pani. Potem usunął się w bok, a jego miejsce zajęła młodziutka córka seneszala, odziana w biel, z koszem pełnym czerwonych róż. Wręczyła po jednej synowi i matce, mówiąc:

– Czerwień to kolor Rubinów. Przyjmij, panie, ten kwiat i strzeż ogrodu, w którym rośnie. Przyjmij, pani, ten kwiat i strzeż ogrodu, w którym rośnie.

Dygnęła i odeszła, by wraz z rówieśniczkami wręczać pozostałe róże zgromadzonym. Pwyll i Idun zasiedli w końcu w fotelach, Pwyll na honorowym miejscu, jego matka po prawej, a Ingwald za oparciem. Obecni ruszyli kolejno pozdrowić nowego pana Ody i zamienić kilka słów. Choć nikt poza Groą nie nosił żałobnych szat, a wszystkie paradne komnaty udekorowano na przywitanie, jednak nastrój tłumu był daleki od radości. Nie tak dawno spodziewano się przecież powrotu zupełnie innego pana. Szlachcice i szlachcianki, ustawieni według rang i starszeństwa, wymieniali uśmiechy i formułki, jakby śpiewali na zmianę kolejne zwrotki pieśni poznanej przez nich jeszcze w kołysce. Kątem oka zerkali na twarze pana i jego matki, usiłując wyczytać, co też się na nich zapisało: okrucieństwo czy łagodność? Wierne damy z orszaku Groi szeptały gniewnie – wręczenie kluczy Idun było oczywistą zniewagą dla pani Rubinów.

Mimo to, pierwsza podeszła właśnie odziana w czerń Groa, za nią jej damy. Jedynie ona nie wysilała się na uśmiech. Nie pochyliła również głowy przed bratankiem męża. Wymamrotała tylko:

– Pamiętam cię jako małe dziecko, a ty stałeś się młodzieńcem. Jak moi synowie…

I umilkła. Pwyll w spontanicznym odruchu ujął jej rękę. Twarz wdowy na moment rozjaśniła się uśmiechem. Ingwald sarknął, Idun energicznie powstała z miejsca.

– Chcę powiedzieć – zaczęła donośnym głosem, przeszywając Groę spojrzeniem – że mąż tej oto kobiety, uznany za bohatera, choć wywiódł tysiące ludzi na pewną śmierć, brat mojego świętej pamięci męża Begelda i ojca tu obecnego Pwylla z Rubinów, człowiek, zwany Bredegarem z Rubinów, szesnaście lat temu zabił mojego bezbronnego męża. Bredegar rzucił nożem w swego rodzonego brata! A ja, nosząc wtedy syna pod sercem, widziałam na własne oczy, jak mój ukochany mąż padał, powalony z ręki najbliższego krewnego! Ten, na szczęście już nieżywy, bratobójca i tu obecna wdowa po nim latami ukrywali ten czyn! Świadkiem jestem ja i wszystkim znany Ingwald z Rubinów. Byliśmy związani przysięgą milczenia. Lecz dziś właśnie sprawiedliwości stało się zadość. Latorośle bratobójcy już nie zasiądą na ukradzionym miejscu, a prawowity dziedzic powrócił, by wam przewodzić ku chwale rodów Kamieni!

Groa na przemian bladła i czerwieniała, słuchając tego wywodu. Nagle zachwiała się i upadła. Zrobiło się zamieszanie, jej damy krzyczały i załamywały dłonie, któraś uklękła i ostrożnie umieściła głowę pani na swoich kolanach. Prędko zjawił się felczer z sakwą w rękach. Dopadł Groi i spróbował ją ocucić. Po chwili jednak pokręcił głową i wstał.

– Atak serca. Nie żyje.

W całym hallu zaszumiało od szlochów i okrzyków grozy. Cała wyreżyserowana i ćwiczona wielokrotnie ceremonia powitania nowego dziedzica uległa przerwaniu. Seneszal usiłował zaprowadzić porządek, by nie dopuścić do wybuchu paniki. Paru mężczyzn położyło ciało Groi na desce, przykryło naprędce przyniesioną tkaniną i przeniosło do świątyni. Idun zagryzała wargi. Pwyll otworzył szeroko oczy i przez chwilę próbował coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnował. A Ingwaldowi z Rubinów kołatała się w głowie myśl: więc jednak nie wiedziała. Przez cały ten czas nic nie wiedziała…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Epilog

Epilog   Hredrik wsunął ręce pod jej koszulę i łapczywie szukał ust kochanki, ale Gyrda odsunęła się, wstała i zawiązała tasiemkę u piersi. ...