niedziela, 12 kwietnia 2020

Podzielona Kraina - I.4


Stąpając po miękkim mchu, nad którym krążyły roje świetlików, dotarli do rzeki. Gotier zobaczył bardzo prymitywną łódź. Nieznajomy gestem wskazał mu miejsce, na którym wędrowiec umościł się ostrożnie. Nowo mianowany przewodnik kijem odepchnął się od brzegu i popłynęli bystrym nurtem rzeki. Żaden nie odezwał się ani słowem, lecz w delikatnym szumie liści wyraźnie rozbrzmiewały jakieś nawoływania. Wędrowiec odwrócił głowę, usiłując wypatrzeć źródło dźwięku, lecz włochaty człowiek dotknął go lekko szponem i ostrzegł cicho:
– Zaraz będą bliżej. Nie patrz. Jesteśmy na żywej wodzie, lecz jeśli odwrócisz się do nich, mogą cię dopaść.
Gotier nie śmiał nawet oderwać wzroku od punktu na wprost. Tymczasem głosy rzeczywiście zbliżały się. Można było wyraźnie rozróżnić szyderczy śmiech, pokrzykiwania, wzywanie, śpiewy, czasem z oddalenia, częściej niemal tuż przy uchu. Łódź płynęła, rzeka szumiała, mijali świetliki, grube pnie i powalone konary, a dźwięki niewidocznych (a może widocznych? Lecz Gotier nie sprawdził tego) istot wciąż nie milkły. Kątem oka dostrzegał jednak jakiś ruch i świecące oczy. Raz przewodnik, czujnie stojący na dziobie łodzi, warknął, obnażając zęby jak zwierzę. Naprężył się, gotów do skoku, lecz nic się nie wydarzyło, mimo to trwał tak przez dłuższy czas. Innym razem łódź stanęła raptownie. Gotier oczekiwał, że jego przewodnik wyskoczy i ją popchnie, ale stało się inaczej: człowiek na dziobie zaczął wydawać rytmiczne, gardłowe dźwięki, coś między pieśnią a wyciem psa. Wszystko wokół umilkło wtedy, lecz woda wokół zafalowała, jakby spadały do niej niewidzialne kamienie. Łódź na powrót została porwana przez nurt.
Trwało to w nieskończoność. Szelest liści i monotonia mijanych drzew mogłyby działać usypiająco, gdyby nie wszechobecne zagrożenie. Ciało maga pozostawało w takim naprężeniu, że wkrótce zaczęły go boleć sztywne mięśnie. Tymczasem przewodnik, gdy nie musiał manewrować łodzią, stawał nieruchomo, przypominając posąg.
Dlaczego ten człowiek kojarzy mi się ze zwierzęciem? – zastanawiał się Gotier. Kim on jest? Pustelnikiem, który zawędrował tu niegdyś i zdziczał? A może to pytanie jest źle postawione i należałoby raczej zapytać, nie kim, lecz czym jest ten stwór, który zdaje się poruszać w mrokach sprawniej niż nietoperze?
Głosy stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze, aż mag zaczął odróżniać poszczególne słowa:
– Chodź... chodź... odź... odź... Obcy! Tu jest obcy! Obcy bez ochrony!
Gotier poczuł na dłoni coś jak delikatny dotyk i gwałtownie schował ją pod opończę. Niewidzialne palce trącały go po plecach, a na szyi czuł lodowaty oddech. Tuż przy uchu coś zaszeptało:
– Przybysz... przybysz...
Mag drżał na całym ciele. Wreszcie w oddali pokazał się jaśniejszy punkt. Gotier poruszył się niespokojnie i łódź zakołysała się.
– Jeszcze nie – powiedział dziki człowiek, nie patrząc na pasażera. – Jeszcze za wcześnie. Czekaj.
Trwał więc nieruchomo. Głosy cichły, aż wreszcie umilkły. Wpłynęli w jasność, która okazała się po prostu łąką rozświetloną przez świt. Przewodnik przybił do brzegu.
– Turodnia – powiedział ochryple, wskazując dłonią wokół.
Teraz dopiero Gotier mógł zobaczyć szczegóły jego wyglądu i w innych okolicznościach skrzywiłby się z obrzydzeniem. Brud okrywał jego towarzysza jak druga skóra. W tej chwili jednak mag był nieskończenie wdzięczy za to, że dostał się tam, gdzie chciał i musiał, i za to przede wszystkim, że przeżył. Gorąco więc uścisnął szponiastą prawicę człowieka, który bez słowa znów odpychał kijem łódź, chcąc wracać.
– Czekaj – powiedział Gotier – dziękuję ci. Dziękuję.
– Uważaj na siebie, wędrowcze z daleka – odparł tamten i zniknął w gęstwinie.
Gotier natomiast pochłaniał wzrokiem widok. Trawy i kwiaty, pola uprawne, wieś, otoczona palisadą, zamek, a do tego morze, wyczuwalne w powietrzu. Nawa. Gdy jednak ruszył znów z nową energią, zza niepozornego krzaka wysunęła się blada ręka i dotknęła go lekko. Gotier jednak odzyskał już przytomność umysłu, więc przywołał do siebie jakiś kij, po czym przetrząsnął krzak. Oczywiście, nic nie znalazł, poczuł natomiast wstrętny dotyk na plecach. Odwrócił głowę i w tym samym momencie z przodu lekkie, zimne palce musnęły go po klatce piersiowej i zaczęły łaskotać. Zdusił mimowolny śmiech i ruszył biegiem na wprost. Energia rozwiała się. Gotier poczuł się bardzo, bardzo zmęczony.

2 komentarze:

Epilog

Epilog   Hredrik wsunął ręce pod jej koszulę i łapczywie szukał ust kochanki, ale Gyrda odsunęła się, wstała i zawiązała tasiemkę u piersi. ...