piątek, 15 maja 2020

Podzielona Kraina - IV.6


 Ingwald z Rubinów mimowolnie powstał, nie tylko z szacunku, ale przede wszystkim dlatego, że z napięcia trudno mu było usiedzieć na miejscu. Mimo zapewnień Auduna, gdy wraz z Geirmundem zmierzali do Ścian, wciąż dręczyła go myśl, że może jednak stary uzdrowiciel wprowadził go w błąd i Pwyll rzeczywiście jest słaby na ciele i umyśle. Gdy więc dotarli na miejsce, po wylewnym przywitaniu przez gospodynię zaraz zapytał o chłopaka. Usłyszawszy, że go nie było, bo swoim zwyczajem poszedł w góry na kilka dni, Ingwald w pierwszej chwili pomyślał, że chłopi go okłamują i trzymają dziedzica w szopie na łańcuchu, jak to dawniej czyniono ze chorymi umysłowo. Jednak dał sobie chwilę na uspokojenie się, i, poproszony wśród okrzyków zaskoczenia i zachwytu o zaczekanie, odwiesił swój płaszcz, odpiął broń i przyjął miskę zupy. W międzyczasie z paplaniny starej kobiety dowiedział się wielu rzeczy: że jej mąż leżał akurat ciężko chory w izbie obok, że młody panicz to taki dobry chłopak, że w tym roku zima, na szczęście, nie była szczególnie sroga i udało się utrzymać całe bydło przy życiu, że… Słuchał, potakiwał i czekał. Halkatla za wszelką cenę chciała, by obaj z Geirmundem, jego pachołkiem, odwiedzili jej męża, więc usiedli przy łóżku chorego, wymamrotali coś uprzejmie i najszybciej, jak tylko pozwalała przyzwoitość, odeszli. Potem Geirmund usiadł na zydlu pod ścianą i zdrzemnął się, a Ingwald odpowiadał na pytania gospodyni, czy na nizinach w tym roku też zima łaskawie ich oszczędziła i czy Najjaśniejszy Pan miewa się dobrze. Swoje pytania przerywała rozkazami w kierunku dziewczyny i parobka, by wypchać sienniki, nałożyć pościel i przygotować miejsce do spania na strychu. Innego pomieszczenia, gdzie można by przyjąć gości, nie było, a na spanie na sianie w stodole było jeszcze zbyt chłodno. Jedyne łoże było zajęte przez chorego, a choć Halkatla zaofiarowała je wielmożnemu panu, ten stanowczo odmówił, nie tylko ze współczucia, ale i z obawy, czy Tarald nie zapadł na zakaźną chorobę.
Rycerza ogarniała momentami senność, ale zdecydował się czekać nawet do późna w nocy, choć chłopka uprzedzała, że Pwyll znikał zwykle na kilka dni i nigdy nie wiadomo było dokładnie, kiedy powróci.
Jego cierpliwość została wynagrodzona, gdy usłyszał kroki i ujrzał w drzwiach wysokiego, szczupłego chłopaka.
Jaki on jest podobny do matki, pomyślał Ingwald. Pwyll miał jej blond włosy, orzechowe oczy i białą skórę. Stał przez chwilę, po czym bez słowa wkroczył do izby i pozdrowił go młodzieńczym, łamiącym się trochę głosem:
– Witaj, panie.
I ukłonił się niezgrabnie.
Ingwald uspokoił się już zupełnie. Chłopak nie był niemową i zachował się do rzeczy.
Rycerz potrząsnął ramieniem pachołka. Geirmund zerwał się z zydla i nieco chwiejnie ukląkł na klepisku. Ingwald podszedł do chłopaka, przyklęknął na jedno kolano, skłonił głowę i wygłosił zwyczajową formułę:
– Witam cię, panie mojego rodu. Ofiarowuję ci moje usługi. Przyrzekam bronić cię moim ramieniem i służyć ci radą w każdej sprawie, jakiej tylko potrafię.
Odczekał chwilę, ale zwyczajowa odpowiedź oczywiście nie nastąpiła, natomiast wszyscy wokół szeroko otworzyli oczy. Halkatla, uznawszy zapewne, że tak należy, gwałtownie opadła na kolana, aż zatrzeszczało.
Pwyll zapytał gniewnie:
– Czy to jakaś kpina?
Rycerz wstał, otrzepał szatę i odparł swobodnie:
– Nie. Tak witają się szlachetni panowie, gdy widzą pierwszy raz dziedzica rodowego zamku. Witaj, młody panie. Nazywam się Ingwald z Rubinów. Jak sądzisz, kim jestem?
Pwyll obrzucił go nieufnym spojrzeniem i zarumienił się. Rycerz czekał chwilę, ale chłopak milczał. Halkatla, która również się podniosła, zawołała:
– Paniczyku mój kochany, panowie tu ledwo co dotarli, aleście się zeszli! – I zwróciwszy się do Ingwalda, zapytała: – Nie pytałam was, kto zacz, ale któż by to mógł być inny, jak nie posłańcy? I jakie piękne urządziliście powitanie, jeszcze nikt takiego nam nie pokazywał! Z podarkami przyjechaliście, jak to zwykle na wiosnę. Pani Idun o nas pamięta. I cóż to w tym roku macie dla naszego panicza?
Ta bezpośredniość zbiła Ingwalda z tropu, ale, zawsze uprzejmy, odpowiedział powściągliwie:
– Dobra kobieto, w istocie, gdy zawiadomiłem panią Idun, że zamierzam się tu wybrać, przekazała mi przez posłańca podarunki dla ciebie i twojego małżonka. Mam je w sakwie. Geirmund!
Pachołek stanął na baczność.
– Skocz no po dary dla pracowitych Halkatli i Taralda oraz reszty domowników. Są w tej większej sakwie.
Geirmund wyszedł na zewnątrz. Ingwald ciągnął dalej:
– Dla młodego pana nie mam nic, a to z tej przyczyny, że go zabieram ze sobą.
Zapadła cisza. Rycerz zerknął na Pwylla, ciekaw jego reakcji. Chłopak cofnął się i oparł o ścianę. Nie skomentował nowiny ani słowem.
– Jakie szczęście! Tyle lat czekania! – wykrzyknęła Halkatla i wybiegła z izby. Usłyszeli jej głos, gdy wołała do męża:
– Mężu, wielmożni zabierają naszego panicza! Tug, Adelajda! Chodźcie no tu, czas zacząć wyprawiać paniczyka w drogę!
Zostali więc z Pwyllem we dwóch. Chłopak dalej nic nie mówił, Ingwald więc powiedział:
– Jestem rycerzem, krewnym twojego ojca i stryja. Mieszkałeś tu wiele lat, ale czas już, byś wrócił do swoich.
Pwyll obrzucił go badawczym spojrzeniem. W tej chwili bardzo przypominał swego ojca: przejawiał tę samą małomówność i rezerwę.
– Czy nie jesteś ciekaw, dokąd pojedziesz? – zapytał Ingwald surowo.
– Jestem – odparł chłopak po chwili.
– Zabieram cię do matki.
Pwyll milczał. W międzyczasie do izby weszli równocześnie Geirmund i zapłakana Halkatla. Zaczęło się więc zamieszanie, wyrażanie radości, żalu z powodu odejścia panicza, podziwu nad podarunkami, w czym mieli udział również parobek i dziewczyna, dla których też przywieziono upominki. Idun hojnie wynagrodziła ludzi czuwających nad jej synem. Ingwalda rozbolała głowa od tego hałasu, poprosił więc o świecę i wraz z Geirmundem udali się na spoczynek. Ta wyprawa górską trasą bardzo ich znużyła. Zanim postawił stopę na szczeblu drabiny, odwrócił się i powiedział głośno do Pwylla:
– Młody panie, chciałbym, abyś starannie przyszykował się do drogi. Wyruszymy za kilka dni, jak tylko konie należycie wypoczną. Dobrze wykorzystaj czas, jaki ci pozostał.
Chłopak kiwnął głową i zniknął w drzwiach do izby, w której na łożu spoczywał chory Tarald.

3 komentarze:

  1. "Chłopak kiwnął głową i zniknął w drzwiach do izby, w której na łożu spoczywał chory Tarald." czyli podejrzewam że decyzja o wyjeździe pewnie nie będzie taka prosta😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziedzic trzymany przez chłopów w szopie zakuty w łańcuchy to piękna wizja. Niestety nic z tego ... ;)

    OdpowiedzUsuń

Epilog

Epilog   Hredrik wsunął ręce pod jej koszulę i łapczywie szukał ust kochanki, ale Gyrda odsunęła się, wstała i zawiązała tasiemkę u piersi. ...